NA PARKIECIE
  • Start
  • Artykuły
  • Nederlandse versie
  • Blog NL
  • Version française
    • Blog FR
  • KLUB NA PARKIECIE BLOG
  • Blog PL
  • KLUB NA PARKIECIE

ŻYCIE NA PARKIECIE

Obraz

Czy misie uratują ten świat?

1/25/2021

0 Komentarze

 
Po raz pierwszy spotkałyśmy się z Hanią na jednym z moich spotkań autorskich w gościnnym Nałęczowie wiele lat temu. Hania, pragmatyczną stroną swojej barwnej natury dopilnowała, by nasza znajomość nie utknęła w martwym punkcie i dopisała jej ciąg dalszy. Następstwem tego spotkania były maile, spotkanie w Brugii, a później w Brukseli. Przypieczętowaniem znajomości - wspólny udział w Targach Książki w Krakowie. Nadal mamy ze sobą rzadki, ale serdeczny kontakt.
​
Jak mogłabym zdefiniować Hankę? Jej osobowość wymyka się stereotypom. Z jednej strony ogromna wrażliwość artystyczna, z drugiej - twarde stąpanie po ziemi, bezkompromisowość i "ruszanie z posad bryły świata", niepopularne, lecz szczere sądy na różne tematy, poparte solidną znajomością tematu. I nieustanny rozwój. I mnóstwo planów na przyszłość, które NATYCHMIAST wprowadza w życie. Ot, tak po prostu, z marszu...

Najwięcej o niej powiedzą jej własne słowa:

​Konfrontację z czasem przechodzę bez głębokich zmarszczek na twarzy i z ograniczoną ilością kontaktów międzyludzkich. Dla mnie najbardziej skutecznym sposobem na spełnione życie jest zerwanie kontaktów z kuzynkami i koleżankami, które utknęły w swoim martwym punkcie zgnuśnienia, chorowania, marazmu i nic-nie-robienia...

Obraz
Bo taka jest Hanna Wasiak, założycielka jedynego w Polsce, a może i na świecie Muzeum Torebek i Misiów
Znalazłam stary wywiad z Hanią, który przeprowadziłam kilka lat temu. Chciałam sprawdzić, jak życie zweryfikowało jej poczynania i jaki dopisało dalszy ciąg. 
Powstał z tego właśnie ten tekst, który macie przed oczyma. Zapraszam do barwnego świata Hanny Wasiak.

​Haniu, od czego zaczęłabyś naszą rozmowę?


Agnieszko, zacznijmy rozmowę od fragmentu mojej trzeciej książki zatytułowanej: „Radość cierpienia”
MYŚL GANDIEGO
Najpierw cię ignorują
Potem śmieją się z ciebie
Później z tobą walczą
Później wygrywasz
Najpierw mnie ignorowali
Potem śmiali się ze mnie
Później ze mną walczyli
Teraz wygrałam…


Właściwie jak Cię znam, Twoje życie jest pasmem zwycięstw nad przeciwnościami losu, fizycznymi niedogodnościami, głupotą urzędników i ograniczeniami ludzkiego myślenia.
Gdzie w tym wszystkim sytuuje się oryginalny pomysł na muzeum misiów i torebek?

Urządzenie Muzeum Torebek i Misiów to była po prostu konieczność – moje zbiory nie mieściły się w mieszkaniu…

Dlaczego akurat taki mariaż: torebki i misie? Pierwsze kojarzą mi się z kobiecością, a drugie z dzieckiem. Czy chodzi o małą dziewczynkę w nas?

Torebka to radosne wspomnienia z mojej młodości, a miś – to pamięć dobrego, wiejskiego dzieciństwa.
​
Obraz
​Co otwarcie muzeum zmieniło w Twoim życiu?

Mam ogromną satysfakcję, że udało mi się zrobić coś unikalnego i jedynego na świecie.
Nie znalazłam nigdzie muzeum, które by łączyło losy misiów   z historiami torebek. Poza tym, mam takie poczucie, że zorganizowanie tego Muzeum jest największym i najciekawszym moim życiowym osiągnięciem. Wadą prowadzenia takiej instytucji jest brak czasu na popołudniową drzemkę.  

Jaka była reakcja Twoich znajomych?
​

 Nawet nie wiem; nie mam czasu na takie szczególne obserwacje. A tak ogólnie - jedni zazdroszczą pomysłu i odwagi, a inni współczują, że na oświetlenie lokalu nie zarobię.
Obraz
Co się zmieniło w misiowym świecie Hanny Wasiak od naszej ostatniej rozmowy czy muzeum ewaluowało, czy nadal chcesz je prowadzić? Co uosabiają Twoje misie?
 
Najważniejsze jest to, że udało mi się wybyć z Nałęczowa. Mieszkając w tym miasteczku przez pięć lat coraz bardziej zauważałam, że tam nie da się zapuścić korzeni – bo gleba licha, jałowa i sucha, a zawiść ludzka przeogromna. Władze i społeczeństwo tej zaściankowej aglomeracji nie dojrzeli do tego, aby na ich terenie było Muzeum Torebek i Misiów z eksponatami i kontaktami z całego świata. Zasoby mojego Muzeum przewiozłam do innej miejscowości.

Jak wiem, muzeum to tylko jedna z wielu Twoich pasji :) Opowiedz nam o innych.

Kiedyś skończyłam studia na wydziale ekonomii, a potem różne studia podyplomowe, m.in. na wydziale teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Z zawodu jestem księgową i nadal z radością rozliczam przychody, koszty i podatki.  Cokolwiek robię – to w danym momencie staje się moją pasją. To zawsze daje mi radość życia. Jeśli kaligrafuję – wówczas wielką frajdą jest otwarcie kałamarza, zanurzenie stalówki w atramencie czy tuszu, usłyszenie skrzypienia tej stalówki po papierze. Kaligrafuję w języku hebrajskim oraz aramejskim i zawsze jestem pełna podziwu dla tych liter i biblijnych tekstów przepisywanych moją ręką. Poza tym piszę artykuły, od czasu – do czasu udzielam prasowych, radiowych i telewizyjnych wywiadów. Kaligrafią zafascynowałam się dzięki Ani Cieślik. Poznałyśmy się na onkologii podczas jej kolejnej chemioterapii. Florystyka, kaligrafia, fascynacja Biblią, podróże po świecie, pisanie książek – to był Jej sposób na siedemnastoletnie współistnienie z rzadką odmianą nowotworu. Dla mnie kaligrafia miała być epizodem – wakacyjną wigierską przygodą, a potem okazała się pasją. Nadal kaligrafuję w języku hebrajskim i aramejskim – czasami są to dłuższe fragmenty Biblii, a niekiedy kilka słów na zakładce do książki. Najważniejsze jest to całe przygotowanie: kałamarz - tusz lub atrament, stalówki, obsadki, czasami pióro gęsie, papier. A potem to już tylko skrzypienie stalówki, kilka kleksów…
Kaligrafia, a szczególnie w języku hebrajskim, to także niezwykły sposób na ćwiczenie zwojów mózgowych. Co roku uczestniczę w warsztatach kaligrafii prowadzonym przez Kasię i Bogdana z Krakowa.
Jeśli piszę wiersz do kolejnej książki – to czynię to z radością, bo wiem, że gdzieś-kiedyś-komuś te słowa będą potrzebne do życia. A jeśli z kimś rozmawiam, to w tym momencie rozmowa staje się moją pasją. Od kilkunastu lat egzystuję bez telewizora, a od kilku miesięcy – bez radia. Czytam tylko dobre czasopisma i wyjątkowo dobre książki a w kinie oglądam najciekawsze filmy. Opublikowałam kilka artykułów dotyczących tematyki towarzyszenia osobom chorym, m.in. „Jak żyć znając diagnozę choroby nowotworowej?”  Napisałam i wydałam cztery książki: tomik poezji: „Scenariusz na życie z nowotworem” (2014) „Życie snami (za)pisane” (2016), „Radość cierpienia” (2017) i „Mój zwierzyniec i jego genius loci” (2018). Piszę teraz książkę, której roboczy tytuł był: „Scenariusz na życie z wirusem”, a ponieważ mamy już dość tego wirusa, pandemii i tego „lokdałnu”, to zmieniłam tytuł na: „Radość życia w Ustroniu”. Tematyka wirusowo – pandemiczna będzie tylko w jednym rozdziale.
To takie moje notatki, refleksje i swobodne uwagi zapisywane podczas trwania wirusowej pandemii plus coś tam z mojego bogatego literackiego archiwum. Książka na pewno zostanie wydana w połowie 2021 roku – czyli promocja – na Krakowskich Targach Książki na stoisku SOBIE A MUZOM prowadzonym wspólnie od kilku lat z Andrzejem Śliwą, Andrzejem Burkietem, Sylwestrem Minko, Agnieszką Korzeniewską i Magdą K.
 


Czytaj więcej
0 Komentarze

NIKA VIGO i jej nomadniczy świat

11/15/2020

8 Komentarze

 

Nikę Vigo znam od kilku lat. Jest ona dla mnie synonimem rozwoju i takiej społecznej interakcji. Jest to osoba, która pomaga innym w rozwoju osobistym, która potrafi wykorzystać każde okoliczności życia do tego, by zamiast nad nimi ubolewać, wykorzystać i przekuć je w rozwój osobisty. Zadałam Nice kilka pytań. Wyszedł z tego obszerny wywiad, który przeprowadziłyśmy w jej brukselskim mieszkaniu.
​Serdecznie zapraszam

NIKA VIGO 
Obraz
Czy nomadką człowiek się rodzi? Czy miałaś takie, nazwijmy to, nomadnicze zapędy, tęsknoty będąc młodą dziewczyną?

Zapędy nomadnicze miałam od zawsze (śmiech), ale pamiętam, że takie pierwsze pomysły to były marzenia o spływie kajakowym, na który oczywiście mama nie chciała mnie puścić. Pamiętam, że czytałam wtedy jakąś książkę Chmielewskiej i tam była taka dziewczyna Okrętka, i jeszcze druga i one właśnie miały różne przygody na spływie kajakowym. Potem to się przeniosło na rajdy piesze. Gdy zaczęłam na nie chodzić, to już byłam w liceum. Wyjeżdżałam z harcerstwem, bo jedynie z harcerzami mama chciała mnie gdziekolwiek puszczać. Więc rzeczywiście chodziliśmy z plecakami po górach, po Beskidach, potem po Bieszczadach. To były bardzo fajne wyjazdy, ale to były takie czasy, kiedy nie było jeszcze paszportów, więc każdy wyjazd zagraniczny pozostawał w sferze marzeń. Po raz pierwszy za granicą byłam w Berlinie. Miałam wtedy chyba 9 lat. Wjechałam na wieżę telewizyjną, pamiętam to do tej pory. Potem byłam na Węgrzech chyba raz i to też bardzo wpłynęło na moje życie, bo nic nie rozumiałam. Już wtedy miałam opanowane podstawy angielskiego i rosyjskiego i fakt, że nic nie rozumiem po węgiersku, bardzo mnie denerwował i intrygował jednocześnie. Stąd może później chęć nauczenia się węgierskiego, którym operuję zresztą do tej pory. A taka ostatnia sytuacja, która się upamiętniła, to było proszenie o paszport na wyjazd na seminarium studenckie w Helsinkach, kiedy to musiałam wypełnić gruby plik dokumentów, żeby móc go dostać. Pamiętam to rozdarte serce, kiedy po powrocie musiałam ten paszport oddać, a ja bym go tak z chęcią zatrzymała. Wszystko to wpłynęło na to, że ja jak tylko nadarzyła się okazja i można było swobodnie podróżować, zaczęłam jeździć. Zawsze byłam niespokojną duszą, kierowała mną chęć zobaczenia jak się żyje w innych krajach. Przyjemnie było później z takich podróży wracać.
Czy można postawić znak równości: nomad równa się umiłowanie wolności ponad wszystko?

Tak, bo można być nomadką, nomadem, w sensie niespokojny duchów i do tego wcale nie trzeba się przemieszczać. To poczucie wolności ma wiele wspólnego z tym, że masz świadomość, że w każdej chwili możesz gdzieś pojechać. Tym bardziej, teraz kiedy ta wolność jest trochę ograniczona, doceniam możliwość każdej podróży, tak jak ostatnio pojechałam, będąc przymusowo z powodu pandemii w Belgii, co mi się do tej pory nigdy nie zdarzało, nad belgijskie morze i chociażby taka mała wycieczka, dała mi wrażenie wolności.
Ta wolność, że możesz sobie pojechać wszędzie była aktualna do pewnego momentu. Kiedy człowiek zakłada rodzinę, rodzą się dzieci, kiedy pod uwagę trzeba wziąć więcej rzeczy, wtedy ta wolność już nie jest taka bezwarunkowa.
Wtedy trzeba się naprawdę dobrze zorganizować, żeby gdziekolwiek pojechać. Najczęściej w moim przypadku kończyło się to tym, że całą rodziną gdzieś jechaliśmy. Dzieci od małego były przyzwyczajone do podróży bliższych i dalszych. Nasz starszy syn (młodszego jeszcze na świecie nie było) był z nami na Spitsbergenie. 
To są takie podróże, które gdzieś w pamięci dzieci zostają, i nawet jeśli to ogólne wrażenie, to kiedyś to gdzieś tam wyjdzie, bo przecież nasza pamięć magazynuje te rzeczy, jak języki obce. To wszystko jest tylko kwestią przypomnienia sobie, kwestią potrzeby.
Potrzeba jest matką wynalazków, ale też warte podkreślenia jest, że potrzeba jest nauczycielką języków obcych.

Wspomniałaś o językach obcych. One, można powiedzieć, łączą się z tym nomadniczym trybem życia. Wyjaśnij co te karteczki znaczą u ciebie na szafie?

Karteczki pomagają mi szybciej zapamiętać obce wyrazy i zwroty. Od września 2020 roku zabrałam się za niemiecki, który do tej pory był traktowany przeze mnie po macoszemu. To jest jedno z moich postanowień na kwarantannie i po prostu chcę się go nauczyć w stopniu komunikatywnym, choćby po to, by porozumieć się w sklepie. 
Uczę się go po dwie godziny, dwa razy w tygodniu, to jest całkiem sporo, można się wiele nauczyć

Który to jest z kolei język?

To jest już język z drugiej ręki, ale jeszcze trzeciej ręki mi nie potrzeba (śmiech).

Żyjesz w trzech krajach. Kim najbardziej jesteś: Polką, Francuską, Belgijką?

No, Belgijką to chyba najmniej, jestem tu z doskoku i od dziesięciu lat. Dopiero teraz zaczynam Belgię lepiej odkrywać. Polką będę zawsze w sercu, bo Polką się urodziłam, polskości się nie można wyzbyć. Niemniej w życiu codziennym, biorąc pod uwagę, że całe swoje dorosłe życie spędziłam we Francji, to jednak z Francją jestem bardzo silnie związana i nawet w polityce lepiej się orientuję co dzieje się we Francji, aniżeli w Polsce.


Czy jest jeszcze inny kraj twoich marzeń gdzie chciałabyś pomieszkać, czy wystarczy ci już mieszkanie w trzech krajach jednocześnie?


Dłuższe pobyty tak, ale by się przeprowadzać i uczyć się od nowa, to nie. Mieszkałam dotychczas w pięciu krajach, bo i na Węgrzech przez rok, i w Finlandii, we Francji, oczywiście Polska, doszła do tego Belgia, którą poznawałam z pozycji mieszkania, a nie turysty. Sprawy administracyjne psują przyjemność z przeprowadzki. Jest wiele miejsc które chciałabym odkryć, ale turystycznie.
Natomiast chciałabym kiedyś pojechać np. na Alaskę.
Z chęcią przejechałabym się koleją transsyberyjską i na pewno to zrobię i przejadę się z Moskwy do Władywostoku, z przystankiem w okolicy Bajkału, ale na pewno nie wcześniej niż za najbliższe trzy lata.   
Obraz
Znam cię na przestrzeni kilku lat i zastanawia mnie jedna rzecz.
Czy fascynacja rozwojem osobistym, marką osobistą, była w tobie od dawna czy narodziła się stosunkowo niedawno? Mam wrażenie, że znałam dziewczynę, która prowadziła sobie bloga: Notatki Niki, prawie anonimowo: nigdy nie pokazywałaś twarzy. Znałam dziewczynę, której właściwie nie znałam. Nawet jak się miałyśmy spotkać pierwszy raz, to właściwie nie wiedziałam jak wyglądasz, to była taka randka w ciemno.
I później po latach z anonimowej Niki nagle wyrasta osobowość internetu, która, nie zawaham się tego powiedzieć, w sposób dyskretny kształtuje innych ludzi i wydobywa z nich cenne zalety. Pomaga im wzrastać. W tym doszukiwałabym się pewnej twojej misji, tylko nie wiem, czy ta misyjność była w tobie od zawsze, czy się spontanicznie narodziła na przestrzeni ostatnich lat?

Myślę, że to wszystko rozwinęło się spontanicznie, samo wyregulowało. Jeśli chodzi o pojęcie rozwoju osobistego, w sensie pracy nad sobą, zaczęłam się tym interesować w czasach, kiedy w ogóle to pojęcie nie istniało. Mówiło się o tym po prostu, że "muszę nad sobą popracować". Szukałam książek na półkach z napisem: "psychologia", i tam tylko co poniektóre dotyczyły tej dziedziny, którą określamy dziś mianem rozwoju osobistego.
Pierwsze tego typu książki przeczytałam w latach 2000 - 2005. Miałam wówczas bardzo odpowiedzialną pracę w turystyce, tour operatingu paryskim i to wiązało się z ogromnym stresem.
Szukałam metod by jakoś ogarnąć ten stres. Zaczęłam intensywnie nad sobą pracować. Dało to efekty na tyle duże, że mogłam zmienić dziedzinę pracy na wymarzoną.  Tak więc totalnie zmieniłam swoją pracę w wieku 40-45 lat i to jakby spowodowało, że poczułam potrzebę pisania. Zaczęłam podróżować miedzy jednym a drugim domem, miejscem, gdzie pracowałam i mieszkałam. I tak zaczęłam pisać bloga. Długo robiłam to w sposób prawie, że anonimowy. Media nie były mi wówczas do niczego potrzebne. Stworzyłam swój profil na Facebooku głównie po to, by otworzyć fan page bloga, bo nie można tego zrobić nie mając profilu osobistego.  Na tym profilu niewiele się działo, nie było nawet mego zdjęcia profilowego. Z czasem nawiązywały się jednak kontakty z innymi blogerkami, zaczęłam działać w Klubie Polki na Obczyźnie i to spowodowało, ze odważyłam się wyjść troszeczkę do ludzi. Często pytano mnie, dlaczego nie mam żadnego zdjęcia.
Ja zresztą uważałam, do tej pory uważam, że nie jestem osobą fotogeniczną, w związku, z czym znalezienie odpowiedniego zdjęcia profilowego graniczyło z cudem. To było wyzwanie! Jednocześnie na tyle interesowałam się już marką osobistą, że wiedziałam, że aby skutecznie ją budować, powinnam pokazać światu swoją twarz. Zaczęłam przeglądać zdjęcia i w końcu stwierdziłam, że jedno z nich może być. Wrzuciłam je na profil w grudniu. To był mój "coming out".
Jak już pokazałam twarz, to zaczęłam kręcić live najpierw w grupach, później na swoim fan page. Tu muszę przyznać, pandemia w dużym stopniu przyśpieszyła ten proces oswajania się z kamerą, bo gdybym nie musiała siedzieć na kwarantannie to bym nie miała czasu kręcić filmów, robić tego typu transmisji na żywo i wywiadów, które robię w różnych miejscach: cykle w Klubie Polki na Obczyźnie i na fan page, w grupie Nomadniczy Klub Frankolubnych i w Grupie Wartościowi. Tak więc jak widać,  cyklów jest kilka i każdy z nich jest troszeczkę inny. To wszystko, co zrobiłam w ciągu ostatniego pół roku, pewnie i tak bym zrobiła tylko dużo, dużo wolniej. Czasami widzę u innych osób siebie samą sprzed paru miesięcy, paru lat. Dlatego zawsze powtarzam osobom, które chcą prowadzić jakiś biznes (ja akurat nic takiego nie prowadzę) i do tego biznesu potrzebują mediów, żeby zaprezentować swoje produkty: "Słuchaj, jeśli będziesz się nazywać kizia-mizia na Facebooku, to trudno ci będzie znaleźć klientów, którzy wezmą cię na poważnie".

Są pewne podstawy, ale nie wszyscy o tym wiedzą, wiec jeśli w dobrej wierze coś komuś powiem i ten ktoś skorzysta z moich porad i później jest wymierny efekt, to sprawia to radość tej osobie, a także dla mnie.
Tak się złożyło, że jest coraz więcej osób, które mi dziękują. One widzą we mnie to, kim same będą za parę miesięcy i może za to właśnie są mi wdzięczne? Nie wiem...



Czytaj więcej
8 Komentarze

POEZJA to WSZYSTKO

8/20/2020

0 Komentarze

 
Obraz

 Lucyna Angermann to niezwykle utalentowana, skromna poetka z ogromnym, czasami przekornym poczuciem humoru i dystansem wobec rzeczywistości - tak cenne cechy charakteru w dzisiejszym, zwariowanym świecie. To mistrzyni słowa i żartu, ale też wzruszeń, które pozostawiają trwały ślad na duszy czytelnika. To także, a może przede wszystkim niezwykła Kobieta. 
Dane mi było przeprowadzić z Nią tą ciekawą rozmowę, za którą Jej serdecznie dziękuję.  Oto czwarta część wywiadu. Poprzednie znajdziecie tutaj: część 1 * część 2 * część 3

Obraz
Obraz
21. Powiedz mi, czy warto brać udział w konkursach literackich i gdzie ich szukać?

Warto, jeśli tematycznie są nam bliskie. Nigdy nie brałam udziału w konkursach, które byłyby mi obce. Dla samego udziału, czy chęci rywalizacji. Warto brać w nich udział nie dla samego wygrywania, choć to jest bardzo miłe, ale przede wszystkim dla  poczucia bycia częścią czegoś pięknego, ważnego.
Najczęściej informacje o konkursach podsyłają mi znajomi, którzy gdzieś natknęli się na informacje o nich. Czasem sami organizatorzy piszą do mnie z informacjami o organizowanych przez siebie konkursach z propozycją udziału. Tak działa potęga internetu (uśmiech). Są też stronki informujące o konkursach poetyckich. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę coś w stylu KONKURSY POETYCKIE I LITERACKIE. Oczywiście piszę ze swojej perspektywy. Z perspektywy osoby mieszkającej od lat poza granicami Polski, a piszącej w ojczystym języku. Ja, najczęściej, szukam wszelkich informacji w sieci. Na terenie kraju z pewnością można znaleźć takie informacje w czasopismach, teatrach, domach kultury czy innych organizacjach kulturalnych. 
Obraz

Czytaj więcej
0 Komentarze

POEZJA TO WSZYSTKO trzecia część wywiadu z LUCYNĄ ANGERMANN

7/14/2020

0 Komentarze

 

PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU

DRUGA CZĘŚĆ WYWIADU

TRZECIA CZĘŚĆ WYWIADU Z NIEZWYKŁĄ POETKĄ

Lucyna Angermann to niezwykle utalentowana, skromna poetka z ogromnym, czasami przekornym poczuciem humoru i dystansem wobec rzeczywistości - tak cenne cechy charakteru w dzisiejszym, zwariowanym świecie. To mistrzyni słowa i żartu, ale też wzruszeń, które pozostawiają trwały ślad na duszy czytelnika. To także, a może przede wszystkim niezwykła Kobieta.
Dane mi było przeprowadzić z Nią tą ciekawą rozmowę, za którą Jej serdecznie dziękuję. 
Obraz
16. Na ile poeta odsłania się w swoich wierszach? Niektóre z Twoich utworów dotykają osobistych przeżyć, jak w ślicznym wierszu, kiedy mówisz do córeczki, której...nie ma. Czy poezja, literatura ma wpisany w siebie pewien ekshibicjonizm?
W pewnym sensie wydaje mi się to nawet niezbędne, gdyż sztuka, by być prawdziwa musi być szczera. W przeciwnym wypadku czytelnicy to wyczują. Ale chciałam poznać Twoje zdanie w tej kwestii. Na ile poeta musi być otwarty, by był szczery?

Chyba już w poprzednich odpowiedziach w dużym stopniu odpowiedziałam na to złożone pytanie. Oczywiście, że obnażam się w swoich wierszach. O prawdzie w poezji już pisałam - musi być. Nawet jeśli wiersz jest fikcją literacką, autor musi być z nią tożsamy, musi w nią "wierzyć". Jeśli nie w treść, to w sens takiego, a nie innego jego przedstawienia. Ja, nawet pisząc moje legendy, czy baśnie, wierzę w nie, widzę je. Fikcyjne postaci ożywają, są sobą, ja je tylko opisuję. Czasem ktoś mnie pyta np. o los jakiejś postaci (np. Żaby Lucjana, który doczekał się wielu rymowanych wierszy, opisujących jego przygody), a ja, zgodnie z prawdą, odpowiadam, że nie wiem co z nim będzie. Co się wydarzy, ja to tylko opiszę ;-). Zagmatwane trochę to moje tłumaczenie, prawda? 
Ale wróćmy do "poważnych" wierszy. W każdym jest jakaś cząstka mnie. Raz mniejsza, raz większa. Czasem jest to wynik obserwacji przeżyć innych ludzi, ich problemów, dramatów. Mam jednak umiejętność (co jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem) wczuwania się w emocje innych ludzi. Kiedy pisałam  wiersz OSTATNI SPACER, opisujący rozmowę Matki odprowadzającej małą Córeczkę do komory gazowej w Auschwitz, na chwilę stałam się tą kobietą. Infantylne może się to komuś wyda, ale pisząc ten wiersz płakałam... I im bliżej Im było do bramy, tym ja większy czułam ból wiedząc, co będzie na końcu. Mogłam nie pisać... Wiem... Ale MUSIAŁAM. A przecież ani nie pamiętam tamtych czasów, ani nigdy nie byłam w podobnej sytuacji, ani nawet nie mam dziecka. Na chwilę jednak miałam to wszystko. Na chwilę stałam się tą kobietą w obozie koncentracyjnym. I zaraz po napisaniu poczułam wstyd, że go napisałam. Że nie miałam do tego prawa. A im bardziej ten wiersz stawał się popularny w sieci, i nie tylko, tym bardziej było mi wstyd. Nie za wiersz. Za siebie, że się ośmieliłam o tym pisać. Teraz to dopiero się obnażyłam. Kończę zatem ten temat, bo nie dociera do mnie, że nie piszę pamiętnika tylko dla siebie, ale całkiem możliwe, że ten wywiad ujrzy światło dzienne. (śmiech)
17.Co ci sprawia radość? Tak po prostu?

Oj, nie wiesz co czynisz zadając mi takie pytanie (śmiech). Postaram się jednak odpowiedzieć jakoś skrótowo. Za dużo w życiu mi odebrano, by nie dostrzegać tego, co mam. Radość sprawia mi spotkanie z bliskimi, z przyjaciółmi, możliwość radosnej zabawy z nimi, świętowania, celebrowania tych spotkań, rozmów. 
​15. Twoja poezja wydaje się bardzo głęboka, szczera, dotyka wielu najintymniejszych zagadnień związanych z istotą człowieczeństwa, dla mnie np taką bardzo osobistą, intymną relacją, o której nie lubię publicznie mówić, jest relacja Człowiek-Bóg. Jak to jest u Ciebie? W Twoich wierszach często odnosisz się pośrednio lub wprost do tego zagadnienia. Czym jest dla Ciebie duchowość, Bóg; czy w czasach relatywizmu, w których żyjemy jest jeszcze (a może zwłaszcza teraz) na to miejsce? Czy ludziom XXI wieku potrzebna jest głęboka, lub jakakolwiek relacja z Bogiem?

Nie mogę, i nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy ludziom XXI wieku jest relacja z Bogiem, wiara potrzebna, czy na duchowość jest miejsce. Mogę odpowiedzieć za siebie. Mnie to jest potrzebne, we mnie jest na to miejsce. Powiem więcej - nie wyobrażam sobie życia bez tego. Jakże moje życie byłoby ubogie, jałowe. Jestem Bogu wdzięczna, że mi je dał. Że dał mi taki, a nie inny rodzaj wrażliwości, duchowości, że dał mi ten głód. Jestem wdzięczna, że urodziłam się w katolickim kraju, w wierzącej i praktykującej rodzinie, bo przecież to w jakim środowisku żyjemy, dorastamy, ma ogromny wpływ na nas. Oczywiście można samemu szukać tej duchowości, czy Boga...Ale czy wtedy nie jest trudniej? Nie wiem, bo nie byłam w takiej sytuacji. Mnie moje korzenie mocno trzymają zarówno w miłości do Ojczyzny, rodziny, a przede wszystkim do Boga. Choć to wynik łaski, jaką uważam, że otrzymałam, w mniejszym zaś stopniu mojej woli, czy pracy. Chociaż chyba tak naprawdę to wszystkie te składniki są niezbędne. Tak jak róży do wyrośnięcia i zakwitnięcia potrzeba o wiele więcej, niż tylko zasiane ziarno. 
Tak więc mnie osobiście, zarówno wiara, jak i relacje z Bogiem, są bardzo potrzebne. Z natury zaś jestem osobą wylewną, nie lubię tłumić w sobie emocji, szukam dla nich ujścia. Jeśli nie bezpośredniego, to w postaci właśnie wierszy. To swoisty rodzaj kozetki terapeutycznej. Tak też jest w przypadku spraw religijnych, duchowych. Piszę o tym. Żeby pomóc sobie samej, a jeśli komuś innemu także, to chwała Bogu. Piszę o tym dlatego, bo bardzo duży jest odzew czytelników odnośnie właśnie tego rodzaju wierszy. Często obce osoby obserwujące mój profil w sieci, po opublikowaniu przeze mnie wiersza o tematyce religijnego, czy takiego, który można podpiąć pod ten typ,  piszą do mnie w wiadomościach prywatnych z podziękowaniem za wyrażenie słowami tego, co oni mają w sercu. Czego często nie umieli sami nazwać, a co ich dręczyło. Pytają jak to możliwe, że wiem, co czują. Pewien pan napisał raz, że po przeczytaniu wiersza MOJA CÓRKA, najpierw długo płakał, a potem poczuł ulgę, bo dzięki niemu wreszcie poradził sobie z żałobą po stracie syna, który zmarł 10 lat wcześniej. Czytając takie świadectwa od moich czytelników łzy same płyną z moich oczu, łzy wzruszenia. Ale i wtedy to czuję największy ciężar odpowiedzialności za to, co publikuję. Wiem wtedy, że nie mogę kierować się bezkarnie słynnym zdaniem z Biblii "Com napisał, napisałem". Choć w przeszłości zdarzało mi się uważać, że artyście szeroko pojętemu wolno wszystko, jeśli idzie o tworzoną przez niego sztukę. Nie wolno. 
Czy zaś ludziom duchowość, Bóg, wiara, są potrzebne? Jednym tak, innym pewnie nie. Albo zagłuszają w sobie ten rodzaj głodu. Zajadają go czymś innym. Moja miłość bliźniego nakazuje mi daleko posuniętą tolerancję wobec inności. Nawet, a może zwłaszcza, tej niezrozumiałej dla mnie.  
17. cd. Ale radość sprawia mi też możliwość spędzenia dnia w samotności, tylko z sobą samą. Radość sprawia mi możliwość pójścia na spacer do lasu, w góry,posłuchania śpiewu ptaków, podziwiania błyskawic na niebie (to najlepiej z okna ciepłego domu), ale i pójście na zakupy, teatru, muzeum, czy na koncert ukochanego SDMu. Widzę, czuję, mówię, chodzę, jem, piję...cieszy mnie to. Czytam książkę, oglądam tv, piję lampkę wina, herbatę miętową... - wielka to radość i szczęście. Nawet ploteczki z psiapsiółkami. Moja mała Bratanica przytulająca się do mnie ze słowami "jesteś taka mięciutka, grubiutka, cieplutka. Muszę się do Ciebie ciociu przytulać, no muszę". Jak nie cieszyć się z takiej szczerej, dziecięcej miłości.  
Reasumując naprawdę staram się dostrzegać drobne rzeczy i czerpać z nich radość, bo nigdy nie wiem, kiedy mi zostaną odebrane. Zaś po stracie kogoś, czegoś, oczywiście czuję wielki żal, pustkę, może nawet bunt, i absolutnie nie próbuję tego wymazywać z pamięci, bo się po prostu nie da, ale staram się cieszyć życiem pomimo tych strat. Swoje okresy żałoby, czasem nawet bardzo długie, mam za sobą. Żeby ktoś nie pomyślał, że moje życie jest, czy było, różowe. Co to, to nie. Ale trzymam się wersji, że "po każdej burzy MUSI w końcu wyjść słońce". I tym słońcem się cieszę. Szklanka do połowy pełna (uśmiech). 

Czytaj więcej
0 Komentarze

Czytając między wierszami spacerując po pączku.

7/10/2020

0 Komentarze

 
Obraz

Specjalistka wyszukująca turystyczne perełki: Barbara Maciejczuk

Obraz
Zapraszam Was na szybki spacer po Limburgii. Jest to flandryjska prowincja w północno-wschodniej Belgii. Ponoć mieszkają w niej najbardziej przyjaźni, otwarci i sympatyczni Belgowie. Miałyśmy się okazję o tym przekonać, rozmawiając z tubylcami. Oto moja foto-relacja.
CZYTAJĄC MIĘDZY WIERSZAMI


​Borgloon, to mała niepozorna miejscowość w Limburgii, która słynie z nietypowego na skalę światową,  obiektu.  Jest nim przezroczysty kościół ze stali. Jest to projekt belgijskiego duetu architektów P. Gijs i A. Van Vaerenbergh. To konstrukcja wysokości 10 m składająca się ze 100 warstw blachy stalowej. Specjalna metoda budowy zapewnia, że krajobraz jest zawsze widoczny przez kościół, z dala jak i bliska. To przykład konstrukcji obecnej jak i nieobecnej w krajobrazie. Otoczona pięknem natury staje się idealnym miejscem na chwilę zadumy. Ma wysokość 10 metrów i waży ponad 30 ton. Budowla nie ma określonej funkcji, np sakralnej. Skupia się wyłącznie na doznaniach wizualnych. Artyści nazwali swój obiekt: "Czytanie między wierszami" ("Reading Between the Lines"). Budowla powstała w 2011 roku w ramach szerszego projektu artystycznego Z- OUT

Czytaj więcej
0 Komentarze

Pourquoi soutenir KickCancer ?

7/8/2020

0 Komentarze

 

Pourquoi soutenir KickCancer ?
C’est quoi cette fondation ?
Il y en a tant d’autres, pourquoi celle-ci ? 

Obraz

Photo du site: https://kickcancer.org/fr/

Pour commencer, je souhaite expliquer comment ce sujet a pris la place dans ma vie. En 2012 quand ma fille avait à peine 3 mois, le diagnostic qui glace le sang venait de tomber. « Votre enfant a le cancer, plus précisément une tumeur, encore plus exacte : un NEUROBLASTOME ». C’est à partir de ce jour-là que j’ai pris la connaissance avec cette bête féroce. Tout d’abord grâce à la discussion avec des médecins, ensuite des fouilles sur l’internet, mais surtout grâce au blog d’une maman. À ce moment, il s’est avéré que ma fille est dans un cas très « doux », très étrange, mais sans danger pour sa vie. La « bébête », ce « neuroblastome » est un cancer typiquement pédiatrique, il n’y a pas de référence de ce type chez un adulte. Cette information clé m’a amené à chercher plus sur ce sujet, sur le sujet de l’oncologie pédiatrique. Et ce que j’ai trouvé m’a mis parterre. 
Obraz
Nous pensons tous que c’est les enfants d’abord ? Nous pensons tous que pour les enfants les grands moyens sont déployés ?  Et bien non… Et pour quelle raison ? De l’argent évidemment ! Le cancer chez l’enfant c’est statistiquement 1 % de tous les cancers existants et là-dedans il y a des types et des sous-types, ce qui fait qu’il s’agit d’une maladie rare pour chaque type. 

Czytaj więcej
0 Komentarze

Kilka sprawdzonych metod nauki języka obcego ze słuchu

7/8/2020

0 Komentarze

 
Obraz

Czytaj więcej
0 Komentarze

Przełam ciszę: Apel Elles pour Elles

6/25/2020

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

RAPORT: PANDEMIA

6/24/2020

0 Komentarze

 

WYPOWIEDZI INTERNAUTÓW NA TEMAT PANDEMII

Obraz

PANDEMIA - dla jednych dramat i powód do strachu, dla innych teoria spiskowa lub nadużycie. Faktem jest, że Covid - 19 wywołał i nadal wywołuje wiele skrajnych emocji. Nie tylko zbiera żniwo, ale dzieli rodziny, przyjaciół, znajomych...
Stał się przyczyną wielu, podjętych w naprędce decyzji, zrujnował nasze plany i położył kres różnym biznesom. 
Ale też, co najważniejsze: skłonił do przemyśleń. To oczywiste, że jak powtarza wyświechtany w mediach frazes: " wszystko będzie już inne", ale przede wszystkim dla niektórych z nas "inne" - niekoniecznie oznacza gorsze. Być może niektórzy doznali przebudzenia i choć nastąpił koniec ich dawnego życia, to paradoksalnie - narodzili się na nowo. Tym razem naprawdę. Posłuchajmy wypowiedzi. 

"Patrząc na konsumpcjonizm naszego europejskiego świata myślałam często, że to kiedyś musi się skończyć. Nic nie jest dane raz na zawsze. Dobrobyt, pokój, brak większych klęsk żywiołowych w Europie niesamowicie rozbuchały ego ludzi. Ciągle chcieli więcej, lepiej, wyżej, bardziej... Patrząc na to pragnęłam by im wyłączyli prąd albo internet. Chciałam by zabrano jakąś wygodę czy wartość by mogli docenić to, co im jeszcze zostało, by zrozumieli, że tak dalej nie można. Chciałam, by ktoś lub coś zatrzymało świat. I to się spełniło, chociaż nie wierzyłam do końca by było to możliwe. Spełniło się moje pragnienie, chociaż nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób miało by się to stać. Przychodziła mi do głowy wojna atomowa, wybuchy wulkanów, tornada, ale epidemia? Nigdy! Zyskałam argument w dyskusjach, że wszystko jest możliwe. Kiedy mówię do młodego człowieka nie wypuszczającego z dłoni telefonu: poradzisz sobie w życiu, gdy wyłączą internet na Ziemi? - i dostaję w odpowiedzi: to niemożliwe! mam przewagę w postaci epidemii. To też miało już nigdy się nie wydarzyć. Pandemia dała mi argument w dyskusji." Róża
Obraz
Obraz
"Dobrze, że terapia naturą pozostaje. Obawiam się, że nic nie będzie jak dawniej..." AG

Czytaj więcej
0 Komentarze

POEZJA TO WSZYSTKO druga część wywiadu z Lucyną Angermann

6/16/2020

0 Komentarze

 
WYWIAD RZEKA Z BRUKSELSKĄ POETKĄ, CZĘŚĆ DRUGA
Druga część wywiadu z 
LUCYNĄ ANGERMANN

PIERWSZĄ CZĘŚĆ WYWIADU PRZECZYTAJ TUTAJ

11. Nie przeraża Cię myśl, że żyjemy w czasach, gdzie każdy może być poetą? Autorem? Jaki masz stosunek do konkurencji?
​

Wręcz przeciwnie. Uważam, że to bardzo dobrze, że każdy może spełniać swoje marzenia o tworzeniu, czy to wierszy, prozy, muzyki, czy np. obrazów. W obecnych czasach, gdy świat pędzi jak szalony, a my razem z nim, znalezienie czasu na własne pasje, na zatrzymanie się w tym biegu, jest nie tylko wskazane, ale wręcz konieczne. Dla psychicznej równowagi. Zresztą dotyczy to każdego rodzaju hobby. Umieć znaleźć coś, co nam da chwilę wytchnienia, przeniesienia się do własnego, bezpiecznego świata. Może to być sport, medytacja, ale jeśli jest to sztuka, to może to przynieść radość także innym, nie tylko nam. Zatem jestem cała ZA. Oczywiście zakładam, że kieruje nami chęć tworzenia, przetworzenia na widzialne, tego co w nas niewidzialne, a nie chęć zabłyśnięcia, niezdrowego "gwiazdorzenia", tworzenia "pod publikę", dla sławy itd. 
"W sztuce nie wolno oszukiwać, kłamać" Lucyna Angermann
Obraz
Nie boję się konkurencji, ponieważ nie uznaję innych piszących za konkurencję. To tak jakbyś mnie zapytała, czy jestem zazdrosna o to, że inni też np. kochają. To, że ktoś to robi, nie umniejsza mojej miłości. Nie jest dla niej zagrożeniem. Podobnie rzecz ma się z pisaniem. To, że ktoś pisze, może gorzej, może lepiej, ale na pewno inaczej, niż ja, nie ma wpływu ani na moje pisanie, ani na odbiór moich wierszy przez czytelników. Oczywiście technicznie mogę starać się poprawiać moje pisanie, ale czy tak zrobię zależy tylko od mojej ambicji, a nie od konkurencji. Jeśli wyścigi, to tylko z sobą samą. Natomiast tej prawdy, o której już wspominałam, a która, według mnie jest niezbędna w tworzeniu, ani konkurencja, ani jej brak, dać ( ani zabrać) mi nie mogą.
Reasumując, miejsca jest wystarczająco dla wszystkich poetów, pisarzy... Napisać, wydać, mogą wszyscy i wszystko. Ale czy ich pisanie zapisze się w historii literatury, lub w sercach i w pamięci czytelników, zależy od wielu czynników...Także od łutu szczęścia.    
Ten rodzaj uprawiania sztuki, który ja całą sobą popieram, polega na tworzeniu z potrzeby serca, z wewnętrznego przymusu, z początkowym przekonaniem, że robimy to tylko dla siebie. A potem dzielenia się tym, lub nie, z innymi. Gorzej jeśli robimy coś z nastawieniem na sukces, bo wtedy możemy pogubić się w tym, co naprawdę ważne. A ważna jest prawda. W sztuce nie wolno oszukiwać, kłamać.To, oczywiście, tylko moje, subiektywne zdanie. Ale myślę, że odbiorca, w moim przypadku czytelnik, wyczuwa nieszczerość. I albo to nasze pisanie zaakceptuje, przytuli do serca, uzna za "swoje", albo nie. Na szczęście, jeśli piszemy z potrzeby serca, to nawet odrzucenie przez czytelnika nas nie zdołuje, nie odbierze chęci tworzenia, ponieważ robimy to dla siebie. Uznanie czytelnika jest wartością dodaną, bonusem, cudowną nagrodą, ale nie wyznacznikiem. ​
Obraz

Czytaj więcej
0 Komentarze
<<Poprzednia

    Archiwa

    Styczeń 2021
    Listopad 2020
    Sierpień 2020
    Lipiec 2020
    Czerwiec 2020
    Maj 2020

    Kanał RSS

    Obraz
    Obraz
    • Obraz
    • Obraz
    • Obraz
    Obraz
    Obraz
    Obraz
    Cliquer ici pour modifier.
    Cliquer ici pour modifier.
    Obraz
    Obraz
    Obraz

    Stop, Stop, Stop! - krzyczę przerażona.
    Przecież nie można tak połknąć życia jak pigułki, zapić wodą i nawet nie poczuć jej smaku.

    Agnieszka Korzeniewska

    To Twoje miejsce na świecie i Twoje życie: idź i zrób z nim to, co tylko możesz, uczyń z niego to życie, które chciałabyś przeżyć.
    Mae Jemison

    Marzenia się spełniają...

    Marzenia się spełniają, a "niemożliwe" do zrealizowania zajmuje po prostu tylko trochę więcej czasu. Lubię odkrywać zalety osób i pokazywać je dla świata. Nie wszyscy wspaniali ludzie mają odwagę wyjścia z cienia. Czasem trzeba ich wziąć za rękę i podprowadzić w światło jupiterów.  A one stracą przy nich blask. ​
    Agnieszka Korzeniewska, pisarka, blogerka, twórca filozofii Zaczarowana Codzienność
    autorka NA PARKIECIE

    Odpuść rzeczy, na które nie masz wpływu.
    One i tak będą się działy bez Twego udziału
    Agnieszka Korzeniewska

    - Kubusiu, jak się pisze miłość?
    - Prosiaczku, miłość się nie pisze, miłość się czuje.
    "Kubuś Puchatek"
    ​A.A Milne


    N
    A

    P
    A
    R
    K
    I
    E
    C
    I
    ​E

    Obraz
    Obraz
    Obraz
    Droga, moje podróżowanie, 
    bywam nią nieraz bardzo zmęczona - gdy nie wiem, co czeka mnie za zakrętem,
    gdy nie mogę przewidzieć sytuacji, a cel się oddala. 
    Co wtedy robię?
    Siadam i rozpalam ognisko na pustkowiu.
    Ogrzewam nim dłonie, twarz i ręce.
    Robię przerwę.
    Czasami płaczę z bezsilności.
    Poddaję się, lecz - nie przegrywam.
    Skupiam się nad tym, co tu i teraz.
    Na najprostszych z prostych czynności.
    Myślę tylko o tym.
    ​Agnieszka Korzeniewska

    Obraz

    Kiedy ktoś przechodzi właśnie przez burzę, Twoja cicha obecność jest potężniejsza niż milion słów
    ​
    Thema Davis

    Obraz
    Obraz
    Obraz
www.korzeniewska.com Aga Unlmited 
Zdjęcia używane na licencji Creative Commons z bengrey, Dave Dugdale, dollen, wuestenigel, Joachim Dobler, _.Yann Cœuru ._, Bobby McKay., make65
  • Start
  • Artykuły
  • Nederlandse versie
  • Blog NL
  • Version française
    • Blog FR
  • KLUB NA PARKIECIE BLOG
  • Blog PL
  • KLUB NA PARKIECIE