Czy nomadką człowiek się rodzi? Czy miałaś takie, nazwijmy to, nomadnicze zapędy, tęsknoty będąc młodą dziewczyną? Zapędy nomadnicze miałam od zawsze (śmiech), ale pamiętam, że takie pierwsze pomysły to były marzenia o spływie kajakowym, na który oczywiście mama nie chciała mnie puścić. Pamiętam, że czytałam wtedy jakąś książkę Chmielewskiej i tam była taka dziewczyna Okrętka, i jeszcze druga i one właśnie miały różne przygody na spływie kajakowym. Potem to się przeniosło na rajdy piesze. Gdy zaczęłam na nie chodzić, to już byłam w liceum. Wyjeżdżałam z harcerstwem, bo jedynie z harcerzami mama chciała mnie gdziekolwiek puszczać. Więc rzeczywiście chodziliśmy z plecakami po górach, po Beskidach, potem po Bieszczadach. To były bardzo fajne wyjazdy, ale to były takie czasy, kiedy nie było jeszcze paszportów, więc każdy wyjazd zagraniczny pozostawał w sferze marzeń. Po raz pierwszy za granicą byłam w Berlinie. Miałam wtedy chyba 9 lat. Wjechałam na wieżę telewizyjną, pamiętam to do tej pory. Potem byłam na Węgrzech chyba raz i to też bardzo wpłynęło na moje życie, bo nic nie rozumiałam. Już wtedy miałam opanowane podstawy angielskiego i rosyjskiego i fakt, że nic nie rozumiem po węgiersku, bardzo mnie denerwował i intrygował jednocześnie. Stąd może później chęć nauczenia się węgierskiego, którym operuję zresztą do tej pory. A taka ostatnia sytuacja, która się upamiętniła, to było proszenie o paszport na wyjazd na seminarium studenckie w Helsinkach, kiedy to musiałam wypełnić gruby plik dokumentów, żeby móc go dostać. Pamiętam to rozdarte serce, kiedy po powrocie musiałam ten paszport oddać, a ja bym go tak z chęcią zatrzymała. Wszystko to wpłynęło na to, że ja jak tylko nadarzyła się okazja i można było swobodnie podróżować, zaczęłam jeździć. Zawsze byłam niespokojną duszą, kierowała mną chęć zobaczenia jak się żyje w innych krajach. Przyjemnie było później z takich podróży wracać. Czy można postawić znak równości: nomad równa się umiłowanie wolności ponad wszystko? Tak, bo można być nomadką, nomadem, w sensie niespokojny duchów i do tego wcale nie trzeba się przemieszczać. To poczucie wolności ma wiele wspólnego z tym, że masz świadomość, że w każdej chwili możesz gdzieś pojechać. Tym bardziej, teraz kiedy ta wolność jest trochę ograniczona, doceniam możliwość każdej podróży, tak jak ostatnio pojechałam, będąc przymusowo z powodu pandemii w Belgii, co mi się do tej pory nigdy nie zdarzało, nad belgijskie morze i chociażby taka mała wycieczka, dała mi wrażenie wolności. Ta wolność, że możesz sobie pojechać wszędzie była aktualna do pewnego momentu. Kiedy człowiek zakłada rodzinę, rodzą się dzieci, kiedy pod uwagę trzeba wziąć więcej rzeczy, wtedy ta wolność już nie jest taka bezwarunkowa. Wtedy trzeba się naprawdę dobrze zorganizować, żeby gdziekolwiek pojechać. Najczęściej w moim przypadku kończyło się to tym, że całą rodziną gdzieś jechaliśmy. Dzieci od małego były przyzwyczajone do podróży bliższych i dalszych. Nasz starszy syn (młodszego jeszcze na świecie nie było) był z nami na Spitsbergenie. To są takie podróże, które gdzieś w pamięci dzieci zostają, i nawet jeśli to ogólne wrażenie, to kiedyś to gdzieś tam wyjdzie, bo przecież nasza pamięć magazynuje te rzeczy, jak języki obce. To wszystko jest tylko kwestią przypomnienia sobie, kwestią potrzeby. Potrzeba jest matką wynalazków, ale też warte podkreślenia jest, że potrzeba jest nauczycielką języków obcych. Wspomniałaś o językach obcych. One, można powiedzieć, łączą się z tym nomadniczym trybem życia. Wyjaśnij co te karteczki znaczą u ciebie na szafie? Karteczki pomagają mi szybciej zapamiętać obce wyrazy i zwroty. Od września 2020 roku zabrałam się za niemiecki, który do tej pory był traktowany przeze mnie po macoszemu. To jest jedno z moich postanowień na kwarantannie i po prostu chcę się go nauczyć w stopniu komunikatywnym, choćby po to, by porozumieć się w sklepie. Uczę się go po dwie godziny, dwa razy w tygodniu, to jest całkiem sporo, można się wiele nauczyć Który to jest z kolei język? To jest już język z drugiej ręki, ale jeszcze trzeciej ręki mi nie potrzeba (śmiech). Żyjesz w trzech krajach. Kim najbardziej jesteś: Polką, Francuską, Belgijką? No, Belgijką to chyba najmniej, jestem tu z doskoku i od dziesięciu lat. Dopiero teraz zaczynam Belgię lepiej odkrywać. Polką będę zawsze w sercu, bo Polką się urodziłam, polskości się nie można wyzbyć. Niemniej w życiu codziennym, biorąc pod uwagę, że całe swoje dorosłe życie spędziłam we Francji, to jednak z Francją jestem bardzo silnie związana i nawet w polityce lepiej się orientuję co dzieje się we Francji, aniżeli w Polsce. Czy jest jeszcze inny kraj twoich marzeń gdzie chciałabyś pomieszkać, czy wystarczy ci już mieszkanie w trzech krajach jednocześnie? Dłuższe pobyty tak, ale by się przeprowadzać i uczyć się od nowa, to nie. Mieszkałam dotychczas w pięciu krajach, bo i na Węgrzech przez rok, i w Finlandii, we Francji, oczywiście Polska, doszła do tego Belgia, którą poznawałam z pozycji mieszkania, a nie turysty. Sprawy administracyjne psują przyjemność z przeprowadzki. Jest wiele miejsc które chciałabym odkryć, ale turystycznie. Natomiast chciałabym kiedyś pojechać np. na Alaskę. Z chęcią przejechałabym się koleją transsyberyjską i na pewno to zrobię i przejadę się z Moskwy do Władywostoku, z przystankiem w okolicy Bajkału, ale na pewno nie wcześniej niż za najbliższe trzy lata. ![]() Znam cię na przestrzeni kilku lat i zastanawia mnie jedna rzecz. Czy fascynacja rozwojem osobistym, marką osobistą, była w tobie od dawna czy narodziła się stosunkowo niedawno? Mam wrażenie, że znałam dziewczynę, która prowadziła sobie bloga: Notatki Niki, prawie anonimowo: nigdy nie pokazywałaś twarzy. Znałam dziewczynę, której właściwie nie znałam. Nawet jak się miałyśmy spotkać pierwszy raz, to właściwie nie wiedziałam jak wyglądasz, to była taka randka w ciemno. I później po latach z anonimowej Niki nagle wyrasta osobowość internetu, która, nie zawaham się tego powiedzieć, w sposób dyskretny kształtuje innych ludzi i wydobywa z nich cenne zalety. Pomaga im wzrastać. W tym doszukiwałabym się pewnej twojej misji, tylko nie wiem, czy ta misyjność była w tobie od zawsze, czy się spontanicznie narodziła na przestrzeni ostatnich lat? Myślę, że to wszystko rozwinęło się spontanicznie, samo wyregulowało. Jeśli chodzi o pojęcie rozwoju osobistego, w sensie pracy nad sobą, zaczęłam się tym interesować w czasach, kiedy w ogóle to pojęcie nie istniało. Mówiło się o tym po prostu, że "muszę nad sobą popracować". Szukałam książek na półkach z napisem: "psychologia", i tam tylko co poniektóre dotyczyły tej dziedziny, którą określamy dziś mianem rozwoju osobistego. Pierwsze tego typu książki przeczytałam w latach 2000 - 2005. Miałam wówczas bardzo odpowiedzialną pracę w turystyce, tour operatingu paryskim i to wiązało się z ogromnym stresem. Szukałam metod by jakoś ogarnąć ten stres. Zaczęłam intensywnie nad sobą pracować. Dało to efekty na tyle duże, że mogłam zmienić dziedzinę pracy na wymarzoną. Tak więc totalnie zmieniłam swoją pracę w wieku 40-45 lat i to jakby spowodowało, że poczułam potrzebę pisania. Zaczęłam podróżować miedzy jednym a drugim domem, miejscem, gdzie pracowałam i mieszkałam. I tak zaczęłam pisać bloga. Długo robiłam to w sposób prawie, że anonimowy. Media nie były mi wówczas do niczego potrzebne. Stworzyłam swój profil na Facebooku głównie po to, by otworzyć fan page bloga, bo nie można tego zrobić nie mając profilu osobistego. Na tym profilu niewiele się działo, nie było nawet mego zdjęcia profilowego. Z czasem nawiązywały się jednak kontakty z innymi blogerkami, zaczęłam działać w Klubie Polki na Obczyźnie i to spowodowało, ze odważyłam się wyjść troszeczkę do ludzi. Często pytano mnie, dlaczego nie mam żadnego zdjęcia. Ja zresztą uważałam, do tej pory uważam, że nie jestem osobą fotogeniczną, w związku, z czym znalezienie odpowiedniego zdjęcia profilowego graniczyło z cudem. To było wyzwanie! Jednocześnie na tyle interesowałam się już marką osobistą, że wiedziałam, że aby skutecznie ją budować, powinnam pokazać światu swoją twarz. Zaczęłam przeglądać zdjęcia i w końcu stwierdziłam, że jedno z nich może być. Wrzuciłam je na profil w grudniu. To był mój "coming out". Jak już pokazałam twarz, to zaczęłam kręcić live najpierw w grupach, później na swoim fan page. Tu muszę przyznać, pandemia w dużym stopniu przyśpieszyła ten proces oswajania się z kamerą, bo gdybym nie musiała siedzieć na kwarantannie to bym nie miała czasu kręcić filmów, robić tego typu transmisji na żywo i wywiadów, które robię w różnych miejscach: cykle w Klubie Polki na Obczyźnie i na fan page, w grupie Nomadniczy Klub Frankolubnych i w Grupie Wartościowi. Tak więc jak widać, cyklów jest kilka i każdy z nich jest troszeczkę inny. To wszystko, co zrobiłam w ciągu ostatniego pół roku, pewnie i tak bym zrobiła tylko dużo, dużo wolniej. Czasami widzę u innych osób siebie samą sprzed paru miesięcy, paru lat. Dlatego zawsze powtarzam osobom, które chcą prowadzić jakiś biznes (ja akurat nic takiego nie prowadzę) i do tego biznesu potrzebują mediów, żeby zaprezentować swoje produkty: "Słuchaj, jeśli będziesz się nazywać kizia-mizia na Facebooku, to trudno ci będzie znaleźć klientów, którzy wezmą cię na poważnie". Są pewne podstawy, ale nie wszyscy o tym wiedzą, wiec jeśli w dobrej wierze coś komuś powiem i ten ktoś skorzysta z moich porad i później jest wymierny efekt, to sprawia to radość tej osobie, a także dla mnie. Tak się złożyło, że jest coraz więcej osób, które mi dziękują. One widzą we mnie to, kim same będą za parę miesięcy i może za to właśnie są mi wdzięczne? Nie wiem... Jak myślę o tobie, to nasuwają mi się dwa pojęcia: uważność i dystans. Uważność, ponieważ widzę jak dyskretnie, a zarazem skutecznie pomagasz ludziom, szybko reagujesz na potrzeby innych, a z drugiej strony masz cudowny dystans do wszystkiego co się dzieje i wywołuje czasami bardzo burzliwe emocje: pandemia, spory polityczne, kontrowersyjne postawy, zachowania... Czy zawsze taka byłaś stonowana? ![]() Myślę, że uważność jest bardzo ważną cechą na co dzień. To, że reaguję, czy służę radą to tylko wtedy, gdy czuję, że naprawdę mogę pomóc, że mam jakieś doświadczenie w danej kwestii. Myślę, że dystans należy zachować zawsze, dlatego, że emocje targają nami non stop. Czasami nieuważne słowo wypowiedziane w emocjach, może w kimś utkwić jak drzazga na lata, podczas gdy osoba, która je wypowiada, może ich wcale nie pamiętać. Dlatego od lat staram się być taką negocjatorką sama ze sobą. Próbuję zawsze odwrócić sytuację i spojrzeć na nią z drugiej strony, staram się przynajmniej zrozumieć rozmówcę. Nie daję się ponosić emocjom, nie mówiąc o tym, że przez lata pracując w tour operatingu francuskim musiałam panować nad swoimi emocjami. I czasami choćby klient był nie wiem jaki trudny, a miałam do czynienia z klientami grupowymi, nie mówię tu o klientach indywidualnych, ale o firmach, Tacy klienci bywali bardzo uciążliwi. Nie można ich było posłać do diabła, bo to był klient na którym firma zarabiała. A więc nieraz trzeba było wykazać się klasą, doprowadzić negocjacje do skutku w taki sposób, by zadziałała zasada "win - win", żeby obie strony były zadowolone, bo to, że jedna strona, czy druga trzaśnie drzwiami to powoduje, ze do nawiązania współpracy nie dojdzie i wtedy wszyscy na tym tracą. Czy w życie nomadki jest wpisana bardziej samotność, niż w życie zwykłego człowieka? Czy ona cię czsem dotyka? Czy to jest złe uczucie? Nie czuję się absolutnie samotna, dlatego, że jestem cały czas zajęta. Moje dzieci i mój mąż też są zajęci. Najważniejsze, żeby ten czas, gdy jesteśmy razem, był wartościowy. Można mieszkać razem, a być obok siebie w codziennym pędzie. W moim przypadku my żyjemy nie obok siebie, ale kiedy jesteśmy razem to naprawdę jesteśmy razem. Gdy podróżuję też oczywiście jestem samotna, ale te podróże nie są na koniec świata. Ja w tym czasie zarządzam grupami, przygotowuję grafiki, programuję wpisy. Ponieważ są to małe zadania, to ja te małe zadania robię, wtedy gdy mam wolne pięć, dziesięć minut, gdy na przykład czekam na samolot, w tak zwanym międzyczasie. Czasami planuję, ze dany wieczór spędzam ze sobą i wtedy czytam, zajmuję się domem, słucham podcastów. Bardzo lubię słuchać podcastów, czy to biegając, czy to sprzątając. Wszystko można połączyć jak się chce. I tutaj dochodzimy do planowania. Może więcej na ten temat nam powiesz? Dochodzisz w tym do perfekcji.Planowałam od zawsze. Rozpisywałam w kalendarzu od której do której odrabiam dany przedmiot. To wszystko brało się stad, że gdybym nie wprowadziła takiego rygoru, to bym czytała cały czas książki. Później to przeniosło się na inne dziedziny, wycieczki, naukę języków, no, a potem w pracy. Tak się złożyło, że wszystkie moje miejsca pracy i zawody były zawsze mocno związane z planowaniem. Planowanie, organizacja były głównym aspektem wykorzystywanym w mojej pracy i szczerze mówiąc, miejsca pracy mnie szukały, ja nigdy nie szukałam pracy, może tylko za pierwszym razem.
Ja już wcześniej biegałam. Pamiętam ten czas, wcale nie tak dawno, bo jakieś pięć lat temu, przebiegając trzysta metrów już miałam zadyszkę. Dało mi to do myślenia i stwierdziłam że poważniej muszę nad tym popracować. Nie biegam może szybko, ale bez problemu potrafię przebiec kilka kilometrów słuchając podcastów na ogół. A takim moim rekordem do tej pory było przebiegnięcie za jednym zamachem Promenady Anglików w obie strony w Nicei. W sumie wyszło ponad 13 km A druga rzecz, ten zdrowy styl życia to niestety nie przyszedł mi tak, bo tak sobie to wymyśliłam, tylko w pewnym momencie zaczęłam tyć i nie wiedziałam dlaczego, zrobiłam badania i okazało się, że miałam problemy z tarczycą. Później zaczęła się praca nad wyszukaniem, co mi służy, a co nie. Eliminują te rzeczy, które ewidentnie mi nie służyły, albo na drodze analiz, albo na drodze prób, doszłam do tego, ze już teraz wiem jak się odżywiać, żeby być w formie. To pozwoliło wypracować mi taki styl życia obecnie który mi bardzo odpowiada. Schudłam dużo, jeszcze mam troszeczkę przed sobą. Od grudnia ubiegłego roku zaczęłam pic sok z selera, który może nie jest najlepszy, jeśli chodzi o smak, ale pomógł mi pozbyć się cholesterolu, lekarstw na tarczyce, może warto spróbować, polecam. Obecnie na czczo piję pół litra świeżo wyciśniętego soku. Pozwala mi to utrzymywać świetne wyniki analiz na bardzo dobrym poziomie. Hasło wywoławcze: Camino, twój konik - temat rzeka![]() Camino jest wszechobecne. Od czasu kiedy poszłam na pierwszą tego typu wyprawę w 2019 roku na wiosnę, zostałam zarażona tak zwaną „caminozą". Polega ona na tym, że wszędzie dostrzega się muszelki, wszędzie widzi się jakieś nawiązania do szlaku. Kto pójdzie raz, będzie chciał powrócić, To nie jest pielgrzymka, tylko religijna, to jest pielgrzymka duchowa. Przede wszystkim jest to pielgrzymka indywidualna. Tam się nie chodzi w grupie, tam się nie chodzi ze śpiewem na ustach. Może raz widziałam taką grupę, ale to jest wyjątkowo rzadko. To jest pielgrzymka szlakiem świętego Jakuba, tych szlaków jest wiele. Ja pierwszy raz szłam z Porto z przyjaciółką, dawno zresztą niewidzianą. Za drugim razem szlam z Ferrol szlakiem angielskim z moim młodszym synem, a w tym roku szłam sama. Wybrałam trasę przez Masyw Centralny. Ta trasa ma 1530 km, więc ja zrobiłam tylko pierwsze 210 km, bo raptem miałam 10 dni urlopu do dyspozycji. To za każdym razem jest inna podróż. Jeszcze kilka lat temu obawiałabym się pójść sama, ale już po pierwszym Camino wiedziałam, że pewnego razu wyruszę na szlak bez nikogo, bo potrzebujemy się zmierzyć ze swoimi słabościami i przyznać się przed samym sobą ile mamy siły, co nam sprawia trudność, jak rozłożyć energię, kiedy zjeść, kiedy pomyśleć o noclegu. Gdy jest się z kimś, automatycznie idziemy na kompromis w wielu rzeczach, zawsze można na kogoś zrzucić winę, a gdy idzie się samemu to nie ma na kogo zwalić. Jesteśmy sam na sam ze swoimi słabościami, sam na sam z klimatem. W tym roku akurat gdy szlam było bardzo, bardzo gorąco. Idzie się w trudnych warunkach, gdy trzeba wszystko co ma się ze sobą, mieć w plecaku. Ten plecak nie może być za ciężki, a więc jeżeli waży mniej więcej 10% naszej wagi, to jest naprawdę bardzo dobrze, a do tego trzeba mieć wodę. Idzie się czasami 10 godzin dziennie. To naprawdę jest dobra szkoła życia i potem gdy wraca się do cywilizacji, ma się wrażenie ze wszystkie problemy z którymi codziennie mamy do czynienia, to błahostki. Pomaga to podchodzić do życia dużo bardziej na spokojnie, nie przejmować się głupstwami. Na koniec bym powiedziała, że w zasadzie dużo widziałam par na Camino. Wręcz zalecałabym się wybrać każdej parze przed ślubem na taką wyprawę. Jeżeli przejdą razem 200-300, 700 km to naprawdę będzie wiele sytuacji, gdy będą musieli liczyć jeden na pomoc drugiego, kiedy będą mogli się sprawdzić i się poznać jak nigdy przedtem. Dlatego chodzenie na Camino po ślubie, to już trochę za późno. Twoja działalność w Klubie 555?Jestem jedną z trojga adminów Grupy Wartościowi – Grupa Fanów Klubu 555. Ta grupa powstała (nie ja ją założyłam, tylko jedna z koleżanek), w momencie, gdy trwało wyzwanie klubu 555, czyli wstawanie codziennie rano przez 555 dni. Ja dołączyłam w trakcie. Po zakończeniu wyzwania szkoda było tak zamknąć tę grupę. Zresztą klub też nadal istnieje. Przerodził się już w znak firmowy firmy Heksagon założyciela Fryderyka Karzełka, wiec to jest marka, za którą kryje się cały cykl szkoleń płatnych. To słowo "wartościowi" w nazwie naszej grupy ma podkreślać, ze wszyscy jesteśmy wartościowi, trzeba tylko nad sobą popracować, żeby się o tym dowiedzieć. Niektórzy niby o tym wiedzieli, ale zapomnieli, wiec pracujemy nad sobą przy pomocy różnych wyzwań, przy pomocy różnych akcji, dzielimy się swoimi lekturami, są tez cykle wywiadów, wartościowe rozmowy, które ja prowadzę, zapraszam też do kawiarenki różne osoby z grupy, gdzie przedstawiam ich działalność. Oczywiście nasza praca w grupie jest całkowicie pro bono, nikt nam za nią nie płaci, związana jest z naszą pasją. Czy już wiesz co będziesz robiła nowego w przyszłym roku? Mam kilka zaplanowanych projektów. Wszystkich ich nie da się naraz zrobić, Będę musiała ustalić priorytety, ale jeszcze są to bardzo osobiste plany i wolałabym o nich nie mówić. Jak już dojrzeje i ruszę z kopyta, na pewno ogłoszę wszem i wobec, że tym się zajmuję i to robię, ale póki pozostaje to w sferze planów, wolę jeszcze o tym nie mówić. ![]() To takie jeszcze ostatnie pytanie, a właściwie rozwinięcie myśli. Mieszkasz na południu Francji, w Paryżu i w Brukseli. Co byś powiedziała o każdym z tym miejsc? Na przykład, kiedy myślisz o Paryżu, w twojej głowie pojawia się "coś". Paryż to jest dla mnie dom. To jest mój drugi dom po Warszawie. Miasto rodzinne, bo w tej chwili mogę powiedzieć, że w Paryżu spędziłam więcej mego dorosłego życia, niż w Warszawie i przede wszystkim to jest takie przeświadczenie, że jestem u siebie. Teatry przede wszystkim. Są dookoła. Mieszkam w takiej dzielnicy, gdzie w promieniu 5-10 min pieszo mam z dwadzieścia teatrów. Wiec naprawdę jest w czym wybierać. A zarazem ta świadomość, że ludzie przyjeżdżają z drugiego końca świata, by obejrzeć wieżę Eiffla, Luwr, Moulin Rouge, a ja za każdym razem, gdy jestem w Paryżu, wychodząc z metra widzę Moulin Rouge i dla mnie to nie oznacza, że widzę słynny Moulin Rouge, dla mnie to oznacza, że jestem w domu i to jest naprawdę wspaniałe uczucie. Każdego dnia jestem wdzięczna, że tak się, chciałam powiedzieć, potoczyło moje życie, ale to ja je tak sobie wykreowałam, w taki sposób i jestem za to sobie i losowi wdzięczna. Natomiast południe Francji, to jest natura, to są winnice, to są moje zwierzaki, to moje koty, mamy ich wiele. To taki raj na ziemi, dlatego, że Pireneje Wschodnie to przede wszystkim Morze Śródziemne, to są wzgórza z winnicami, zupełnie jak w Toskanii, z cyprysami również. I to są góry. Góry Pireneje które są wszechobecne. Widać je z każdej strony, gdziekolwiek bym nie spojrzała. Nawet jest jedno pasmo, które wpada do morza, Jednym zdaniem: góry, wzgórza z winnicami, i Morze Śródziemne. Tak bym określiła raj. Tam jest wszystko może w promieniu godziny drogi samochodem. No i trzecie miejsce: Bruksela. Oznacza dla mnie komfort pracy. Tu się inaczej mieszka. Ja bardzo żałuję, że tu nie mogłam mieszkać mając małe dzieci, bo na pewno żyłoby mi się tutaj w dużo mniejszym stresie, aniżeli w Paryżu, gdzie są ciągłe strajki i te odległości są dużo większe. W Brukseli mogę iść do pracy pieszo, co w Paryżu było niemożliwe. Tak więc Bruksela ma wiele do zaoferowania, ale mnie oczywiście kojarzy się głównie z dobrym komfortem pracy. Każde z tych miejsc jest inne, każde z tych miejsc jest dla mnie domem. Dlatego ja nigdy nie mówię, że gdzieś wyjeżdżam. Przemieszczając się między tymi trzema miejscami, ja zawsze wracam: do Brukseli, do Paryża, na południe. W słowie: "wracam" jest zawsze ta taka doza przyjemności. I na koniec jednym zdaniem dla naszych czytelników i widzów: przepis na dobre spełnione życie według Niki Vigo. Wiadomo, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu, jak na przykład na zdarzenia losowe, które nas dotykają. Ale abstrahując od nich, jaki jest twój przepis na dobre, spełnione życie, na zaczarowaną codzienność w codzienności? Ciekawość świata, uważność, momenty na wyciszenie, żeby mieć czas na zastanowienie, ustalenie swoich wartości. W momencie gdy określimy swoje wartości, nieważne co byśmy w życiu robili, jeśli zapytamy siebie, czy to co robię jest zgodne z moimi wartościami i jeśli odpowiedź będzie: "tak", to wszystko jest jasne. Idziemy i działamy. Jeśli odpowiedź będzie: "nie", to nie traćmy czasu. Ale pragnę podkreślić, że ciekawość świata jest motorem do wszelkich zmian i dobrego życia. ![]() Dziękuję serdecznie za bardzo ciekawą rozmowę. Naszym gościem była dzisiaj Nika Vigo, podróżniczka i nomadka, specjalistka od zarządzania czasem. Ja również dziękuję.
8 Komentarze
Barbara
11/16/2020 10:55:11
Wspaniały wywiad. Dużo inspirującej motywacji.
Odpowiedz
Wirginia
11/16/2020 11:54:07
Bardzo ciekawa lektura.
Odpowiedz
11/16/2020 19:57:29
O tak, Nika jest bardzo inspirującą osobą! Dziękuję w jej imieniu.
Odpowiedz
Wirginia
11/16/2020 11:54:25
Bardzo interesujące życie opisane w tak pięknym języku.
Odpowiedz
11/16/2020 22:31:46
Dziękuje za wywiad, jeszcze bardziej poznaje Nike i mam nadzieje na spotkanie na żywo kiedyś w przyszłości. Prawdziwie inspirująca osobowość , tak ja też pamietam początkowe wpisy blogowe Niki, teraz motywator do działania, zawsze pełna pomysłów i ciekawa świata. Brawo Nika !
Odpowiedz
Odpowiedz |
Archiwa
Styczeń 2021
Cliquer ici pour modifier.
Cliquer ici pour modifier.
Stop, Stop, Stop! - krzyczę przerażona. |